Wstajemy rano (mam już lepszy humor), idziemy na śniadanko, po śniadanku wracamy do pokoi na mały odpoczynek. Okolo12 wymeldowujemy się z hotelu i czekamy na busik, który ma nas zawieść do portu z którego popłyniemy do raju :D
Promem płynęliśmy 2 godzinki. Cena 1000 THB (100zl) za 2 strony. Już od pierwszych minut mamy uśmiechy na twarzy :D och jak pięknie, miło i przyjemnie! Znajdujemy mapę, szukamy na niej naszego hoteliku i w przeciągu 15 minut znajdujemy się już na miejscu- pieszo oczywiście gdyż na wyspie nie ma żadnych pojazdów, oprócz rowerów, łodzi. Wysepka jest na tyle mała, że nie ma takiej potrzeby. Jak fajnie nie wdychać spalin!
Po wejściu do recepcji, która znajdowała się na zewnątrz :) wita nas przemiły Pan. Każdy z nas dostał klucze do Bungalow, resort nazywał się Chunut House- BARDZO, BARDZO POLECAM !!! Super, klimatyczne, czyste (bez robactwa co niestety jest dość częste w innych hotelikach na Phi Phi) po prostu wow :D okazało się, że w przystani czekał na nas tragarz który miał nam pomóc z bagażami i doprowadzić do hoteliku ale niestety nie wiedzieliśmy o tym :/
Ogarnęliśmy się troszkę i ruszyliśmy coś zjeść. Nasz przemiły Pan polecił nam suuuuuuuuuuper restauracje, która serwowała przeróżne dania tajskie, włoskie, hiszpańskie, meksykańskie. Od razu przypadła nam do gustu i stołowaliśmy się w niej codziennie :P Połaziliśmy troszkę po uliczkach, plażach, zabukowaliśmy wycieczkę na jutro.
Wieczorkiem posiedzieliśmy sobie wszyscy na naszym tarasie (jak fajnie to brzmi "na naszym tarasie" hehe) do dość późnej godzinki i poszliśmy spaccccccccccccccccccc :D