No i jesteśmy cali i w dobrych humorach!
Po odbiorze bagaży Paweł dowiózł (wcześniej przygotował plan) nas pociągiem do hotelu Nasa Vegas Hotel. Dojazd z lotniska bardzo łatwy. Hotel położony dość daleko od centrum (od lotniska tylko 4 przystanki) ale nie miało to wielkiego znaczenia gdyż z łatwością i za małe pieniądze można znaleźć taxi. Hotel duży, dość stary, bardzo tani ale co najważniejsze czysty!
Chwila przerwy na naładowanie akumulatorów i ruszamy w miasto :)
Na początek ruszyliśmy metrem/pociągiem na rynek ChatuChack, jak dla mnie bez szalu, bardzo duuuuuuzy, nic konkretnego nie znalazłam. Zbytnio nie lubię zakupów wiec ruszyłam sama, kupiłam jedna bluzkę :/
Zaliczyliśmy pierwsze spring roll-e ;) soczek z mandarynek (bardzo słodki), chłopacy jedni jakieś "cuda", pili sok z kokosa. Dziewczyny szalały na ryneczku ale z tego co pamiętam też nic konkretnego nie kupiły.
W drodze na Kao Sang przejechaliśmy się Tuk-Tukiem, chyba najbardziej szalony moment, jechałam z Pawłem i Bartkiem, w drugim jechali Alina, Kasia i Krzyś. Mieliśmy mega szalonych kierowców, którzy nie zważając na korki, samochody, autobusy, motory, rowery innych Tuk-Tukow starali się ścigać... ufff byliśmy cali spoceni ze strachu- ale czad :D
Ceny za tuk-tuka lub taxi to około 150 THB (15zl) za około 25 minut jazdy. Czasami udało się wytargować taniej a czasami było troszkę drożnej lecz zawsze trzeba ustalać cenę przed jazdą (bardzo ważne!) oraz, że nie ma być żadnych postoi. Lubią czasami wywieźć turystów w jakieś uliczki do sklepów aby coś w nich kopić. Nam się na szczęście to nie przytrafiło- byliśmy bardzo czujni :P
Na Kao Sang spotkaliśmy się z Ewa i Markiem (znajomi Aliny i Krzyska, którzy kończyli swoją przygodę z Tajlandia). Pokazali nam bardzo przyjemne miejsce z super jedzonkiem! Tego wieczoru postanowiliśmy wybrać się na ping-pong show... Niestety to był wielki błąd! Trafiliśmy w bardzo obskurne miejsce... Od samego początku do końca siedziałam z oczami jak 5zl, nie z zachwytu lecz z żalu :/ biedne dziewczyny... Końcówka tego całego "niby show" rozwaliła mnie całkowicie... Piosenkę z Titanica zapamiętam chyba na całe życie, niestety :/
Pożegnaliśmy się z Ewka i Markiem i poszliśmy na ulicę gejów. Było dość ciekawie ;) gdyby nie to, że widzieliśmy chłopców w obcisłych majteczkach czekających na "klientów" :/ straszne...
Tego wieczora siedzieliśmy z Ali i Krzyśkiem przed hotelem przy fontannie...
Z kwaśnymi minami wróciliśmy do hotelu.